Supermarine Spitfire Mk Vb 1:24 Airfix, nr A50141

Cała ta historia zaczęła się jakieś osiem lat temu, kiedy to pasjonat lotnictwa i raczkujący modelarz (ja) jakimś cudem zaczął pracę w Muzeum Lotnictwa w Krakowie. Warto wspomnieć ,że sklejałem wtedy jeden model na tydzień , malowałem pędzlem i nawet nie śniłem o aerografie. Spitfire podobał mi się od dawna lecz dopiero gdy poznałem z bliska przepięknego Mk XVI z Krakowa to zapałałem do tego samolotu do dziś niegasnącym uczuciem. Jest to dla mnie kwintesencja myśliwca.
Podczas pracy w muzeum poznałem człowieka ,który nauczył mnie o modelarstwie więcej niż jakakolwiek książka czy forum. Daniel , gdyż tak miał na imię , przekonał mnie do słuszności zakupu aerografu , nauczył mnie właściwie malować pędzlem i choć nasze spojrzenia na modelarstwo sporo się obecnie różnią to i tak zawdzięczam mu wiele.
W muzeum pracowałem rok i jakoś w połowie tego okresu zakupiłem model Spitfire w skali 1:24. Kosztował mnie sporo (171 zł – pamiętam dokładnie) ale to był duży Spitfire i więcej od niego nie chciałem. Skleiłem go najlepiej jak umiałem i zaniosłem do muzeum. Daniel pokręcił głową , zamruczał coś pod nosem…po czym zaczęliśmy go poprawiać. Efekt był świetny w porównaniu do mojego prawykonania. Model zajął miejsce w jednej z gablot , niedaleko prawdziwego Spitfire (z czego byłem bardzo dumny).
Praca w muzeum się skończyła ,a ja pozbyłem się Spitfire’a. Zmieniłem skalę, sposób klejenia, farby no i zacząłem kleić SF. Mimo tego Spitfire Airfixa siedział gdzieś w mojej głowie. Prze chwilę byłem posiadaczem Spitfire’a Mk V od Trumpetera lecz nie wzbudzał już takich emocji jak stary Airfix.
W zeszły piątek podczas spotkania klubu jeden ze znajomych powiedział mi , że w hipermarkecie “T…” na ulicy Kapelanka można kupić Spitfire Mk V Airfixa w niewygórowanej cenie. Poszedłem tam następnego dnia i szczęka mi opadła. Nie dość ,że faktycznie nie kosztował wiele (95 zł) to jeszcze była to edycja wzbogacona o zestaw farb akrylowych , dwa pędzle i dwa kleje. Nie myślałem długo…
W domu dokładnie obejrzałem nowy zakup. Widać ,że formy zostały odświeżone. Jakość odlewów jest całkiem dobra , chociaż pojawiają się nadlewki (łatwe do usunięcia). Kalkomanie obejmują jeden schemat malowania czyli samolot Jana Zumbacha z okresu Bitwy o Anglię z charakterystycznym Kaczorem Donaldem. Prezentują się dobrze. W pierwszej edycji nie miałem z nimi problemów i sądzę ,że tym razem też tak będzie.
Elementy przeźroczyste wyglądają dobrze , może nieco topornie lecz pamiętajmy ,że formy pochodzą z lat ’70.
Części z polistyrenu to już inna bajka. Raz jest dobrze ,a raz gorzej. Silnik nadal jest świetny ,chociaż krzyczy o okablowanie. Uwagę zwracają wytłoczone napisy ROLLS-ROYCE na pokrywach cylindrów. Za to ścianka ogniowa to płaska deska z kilkoma liniami imitującymi kable. Dorobienie detali jest niezbędne.
Kokpit też nie wypada źle. Powiedziałbym ,że lepiej od Trumpetera gdyż ich Spitfire miał podłogę w kabinie, co nie zgadza się z oryginałem -punkt dla Airfixa. Pedały orczyka pasowały zrobić od nowa bo grube strasznie. Tablica przyrządów nadal prezentuje się dobrze. W kokpicie również przydałoby się więcej przewodów. Jest opcja zrobienia otwartych drzwiczek do kabiny. W tej skali można już zrobić drzwiczki otwierane.
Faktura skrzydeł i kadłuba również trzyma poziom. Wolę wypukłe nity Airfixa niż dziury Trumpetera. Linie podziału są dość głębokie i nieco zbyt szerokie.
Uzbrojenie…tu jest gorzej. Działka koszmarne , karabiny lepsze. Najlepiej nie pokazywać ani jednych ani drugich a jeśli już to zrobić je od podstaw.
Podwozie – co ciekawe golenie są ruchome i podwozie można zamknąć. Trzeba dorobić ścianki komór chowania i fakturę sufitu wnęk bo Airfix tego nie zrobił. Co ciekawe , ścianki nie przeszkadzają w zamykaniu podwozia (dorobiłem i nie było przeszkód). Lenistwo producenta? U Trumpetera golenie są amortyzowane. Tutaj plus dla nowszego modelu. Goleniom podwozia Airfixa brakuje paru przewodów do dobrego wyglądu.
Model posiada również ruchome powierzchnie sterowe. Airfix rozwiązał to lepiej niż Trumpeter , który zrobił zawiasy (niestety za luźne i wszystko lata jak przysłowiowy żyd po pustym sklepie). Faktura płótna na sterach prezentuje się właściwie.
Dodatki? Ano owszem – są. Mamy filtr pustynny i możliwość zrobienia Spitfire’a z krótszymi końcówkami skrzydeł.

Zatem czy staruszek się broni w obecnych czasach? Moim zdaniem tak. Nadal ma spory potencjał i mimo wieku uważam go za lepszy model niż Trumpetera. Internet jest pełny mrożących krew w żyłach opowieści jakoby Spitfire Airfixa był nie do sklejenia. Można śmiało wrzucić te opowieści między bajki. Nie miałem z nim wiekszych problemów. Bez szpachli się nie obejdzie lecz zestaw jest w pełni sklejalny, lepszy niż niektóre wypusty Italeri. Podsumowując: polecam

Akcesoria do tego zestawu to przede wszystkim kalkomanie Techmodu oraz pasy do kokpitu i chodniki na skrzydła Eduarda. Ponadto istnieje żywiczna konwersja do Spitfire Mk IX lecz nie polecam. Jakość odlewów jest straszna i szybciej można skonwertować Airfixa własnym sumptem niż wyprowadzić żywiczny zestaw na prostą.

PS:

Jestem zakochany w Spitfire (Daniel stwierdził kiedyś ,że gdyby Spitfire umiała (bo to ona , “Złośnica”) gotować to bym się z nią ożenił) lecz nie jestem ekspertem od tego samolotu. Pochłonąłem kilka książek o nim i poznałem go podczas pracy w muzeum lecz nie “zjadłem” na nim zębów. Zestaw po sklejeniu przypomina Spitfire Mk V i w ten sposób go oceniam.

This entry was posted in Modele, Recenzje. Bookmark the permalink.

Comments are closed.