Wszystkie wpisy, których autorem jest Artur K

Wystawa makiet kolejowych w Nowohuckim Centrum Kultury 7-9 czerwca b.r

W ostatni piątek miałem okazję zwiedzić wystawę makiet kolejowych ,która miała miejsce w Nowohuckim Centrum Kultury w ostatni weekend. Mimo dziwnych godzin otwarcia udało mi się „wstrzelić” i co nieco zobaczyłem. Wystawa nie urywała głowy, liczyłem na więcej ,a przede wszystkim na parowozy ,które wyglądają niezwykle wdzięcznie na torach. Niestety , były tylko dwa i nie jeździły. Coż, wszystkiego mieć nie można ale niedosyt pozostał.
Wystawa zajmowała jedną salę, co w porównaniu z taką samą wystawą w Muzeum Inżynierii Miejskiej wygląda…ekhm…średnio. Był sklep z akcesoriami, niby wszystko tak jak powinno ale jakby…mało.
Mimo to bawiłem się nieźle , zwłaszcza ,że kiedyś marzyłem o takiej kolejce. Niestety , to hobby jest potwornie drogie na co mam dowody , które mogę ujawnić :)
Zapraszam do obejrzenia zdjęć, większość jest zrobiona z użyciem lampy błyskowej. Aparat niespecjalnie chciał łapać ostrość bez niej.

A te zdjęcia proponuje pokazać każdemu (każdej :) ) kto uważa modelarstwo plastikowe za drogie hobby:

Pokaz modelarski podczas Nocy Muzeów w Muzeum AK 17/18 maja b.r.

W nocy z 17 na 18 maja w Krakowie odbyła się kolejna edycja tak zwanej Nocy Muzeów. Jest to impreza kulturalna, polegająca na udostępnianiu muzeów, galerii i instytucji kultury, w wybranym dniu, w godzinach nocnych. Organizatorzy przygotowują także specjalne atrakcje np. zwiedzanie obiektów zazwyczaj niedostępnych, koncerty, poczęstunki, warsztaty, scenki rodzajowe itp. Zwiedzanie umożliwiane jest za symboliczną kwotę płaconą przy pierwszym wejściu lub za darmo. Tegorocznym hasłem tej inicjatywy było: „Ko-lekcja. Podziel się swoją pasją”. Miejsce spotkań IPMS-u Kraków czyli Muzeum Armii Krajowej wzięło udział w Nocy Muzeów po raz pierwszy od otwarcia nowej ekspozycji stałej 27 września 2012 r.
Nasz klub brał czynny udział w imprezie – prowadziliśmy warszaty modelarskie. Odwiedzający muzeum mogli poznać tajniki budowy modeli pojazdów pancernych, okrętów oraz samolotów. Najwiekszym zainteresowaniem cieszył się pokaz działania aerografu oraz budowy modelu samolotu P-47 Thunderbolt w skali 1:32. Spore emocje wzbudziły również gotowe modele samolotów m.in. P-61 „Black Widow” oraz czołgu Merkava Mk IV będącego na etapie budowy.

Poniżej kilka zdjęć z warsztatów:

TSR-2 Airfix 1:48

W ostatni poniedziałek znajomy z pracy jechał do jednego z krakowskich sklepów modelarskich w celu zakupu modelu die-cast samochodu Trabant. Wyciągnął mnie ,żebym pojechał z nim. Wzbraniałem się bo wiedziałem czym to się może skończyć – wydaniem dużej ilości kasy. No ale w rezultacie pojechałem. Sklep mieści się na Wzgórzach Krzesławickich i zwie się „AGTOM”. Specjalizuje się on głównie w modelach die-cast, RC oraz grach bitewnych lecz są tam też modele plastikowe w dość atrakcyjnych cenach. Oczywiście najchętniej wykupiłbym cały sklep , zwłaszcza motorówkę z filmu „Batman” , której model widziałem tylko na zdjęciach oraz samolot Canadair CL-412
z firmy Heller. Mało brakowało abym go kupił lecz tuż obok stał model , który zawsze chciałem mieć. Nadmienię ,że staram się unikać sklepów internetowych ze względu na koszty wysyłki. Zresztą wolę nie bazować na internetowych in-boxach i obejrzeć model osobiście. Tutaj miałem tę okazję. Rzuciłem do kolegi zdanie „Po coś mnie tu wziął?” i zakupiłem przepięknego TSR-2 firmy Airfix w skali 1:48. Samolot podobał mi się od dawna lecz jego historia niespecjalnie mnie interesowała. Przeczytałem na szybko kilka zdań z rysu historycznego z instrukcji. Przykre ,że uziemiono tak rewelacyjnie zapowiadający się bombowiec. No ale wracając do modelu… Wypraski wykonano z białego styrenu, co jest logiczne ze względu na to ,że oryginał był również biały. Plastik jest matowy lecz nie ma grudowatej struktury. Części wykonane są starannie i dokładnie. W pierwszej chwili byłem zaskoczony wymiarami modelu. Nie wiedziałem jak duży był TSR-2 lecz podświadomie przygotowałem się na coś wielkości Phantoma. Trochę zwątpiłem gdy okazało się , że kadłub ma ponad pół metra długości. No lekki szok… Linie podziału blach są nieco za szerokie lecz wykonane starannie. Stateczniki poziome można wykonać jako ruchome, tak samo jest możliwość zrobienia otwartych kokpitów i wychylonych klap. Co do kokpitów….to jedna z dwóch bolączek zestawu. Tablice przyrządów są bardzo ubogie. Eduard przyszedł nam z pomocą wykonując barwione blachy i chwała mu za to bo prosto z pudła wygląda to nieszczególnie. Nie mam zastrzeżeń do wanny kokpitu oraz do tylnych ścianek. Szczegółowość trzyma poziom. Fotele stanowczo średnie , pasowałoby wymienić. Są jeszcze piloci lecz zapewne wylądują w składziku-sporadycznie montuję pilotów w modelach. Wnęki podwozia – tu jest bardzo dobrze. Wnęka główna jest świetna i według mnie nie ma co poprawiać. Przednia to inna bajka – bez rewelacji. Podwozie trzyma poziom, opony mają imitację ugięcia która wygląda całkiem , całkiem. Ponadto mamy możliwość otwarcia hamulców aerodynamicznych. Jest możliwość wykonania otwartej komory bombowej. W środku możemy umieścić bombę „A” bądź zestaw rozpoznanie/paliwo. Dysze silników – słabo. Ledwo co je widać ale zestaw waloryzujący wskazany. Są – i tyle dobrego można o nich powiedzieć. Waloryzując mamy do wyboru blachy Eduarda albo żywice CMK. Skłaniam się ku tym drugim. Kalkomanie obejmują oznaczenia na trzy powstałe prototypy samolotu. Oczywiście powstały zestawy kalkomanii w stylu „Co by było gdyby…” w których zawarte są oznaczenia seryjne dla TSR-ki. Mój powstanie w malowaniu pustynnym , zapewne izraelskim. Części przeźroczyste są na dobrym poziomie. Nie ma się do czego przyczepić. Podsumowując – kawał dobrego modelu działającego na wyobraźnię. Naprawdę warto.

 

PZL P-8/I Prototyp myśliwca konstrukcji inż. Zygmunta Puławskiego z silnikiem rzędowym – model MK Model w skali 1/72

Samolot PZL P-8/I (pierwszy prototyp) został zaprojektowany w zespole Zygmunta Puławskiego na przełomie lat 1930/31, będąc kontynuacją rozwojową modeli P-1 i P-6. Kratownica kadłuba była taka jak w P-1, zaś podwozie było takie jak w P-6. Charakterystyczne skrzydło , zwane płatem Puławskiego, typu II, zostało zaprojektowane i wykonane z blachy gładkiej, nie żebrowanej, inaczej niż w przypadku P-1, P-6, P-7, P-11 (z wyjątkiem prototypu P-11/I). Prototyp został oblatany przez Bolesława Orlińskiego na lotnisku mokotowskim w Warszawie w sierpniu 1931. Napęd stanowił sinik Hispano-Suiza 12 Mc o mocy 441 kW, czyli 600 KM.

W dniu 19. VI. 1932 roku samolot, pilotowany przez płk. J. Kosowskiego, został zaprezentowany na Międzynarodowym Mityngu Lotniczym w Warszawie i zajął I miejsce w wyścigu samolotów myśliwskich, z uzyskaną prędkością 274 km/h na czterdziestokilometrowej trasie i pokonując m.in. B. Orlińskiego na PZL P-11/I.

Prototyp PZL P-8/I otrzymał oznaczenie 6-B, a na życzenie Orlińskiego samolot otrzymał dodatkowo jako godło osobiste, na prawej burcie pod kabiną pilota, białą uskrzydloną strzałę, czyli znane godło 121. Eskadry, 2. Pułku Lotniczego. Samolot otrzymał też szachownice namalowane na górnych i dolnych powierzchniach skrzydeł oraz po obu stronach steru kierunku.
Pierwszy prototyp P-8 został rozbity przez Orlińskiego w drodze na mityng lotniczy w Zurichu, podczas międzylądowania w Innsbrucku i nie został już nigdy wyremontowany. Po śmierci Puławskiego, prace nad myśliwcami przejął inż. W. Jakimiuk, jednak po nieudanych rozmowach z Jugosławią, która planowała zamówić partie PZL P-8 z silnikiem Lorraine, prace nad P-8 zostały zaprzestane, głównie z powodu faktu iż lotnictwo wojskowe zamawiało płatowce z silnikami gwiazdowymi produkowanymi w kraju, zaś rzędowe trzeba by było importować z zagranicy.

Miłą niespodziankę sprawiła mała firma MK Model z Łodzi, wypuszczając na rynek, aczkolwiek w ograniczonym zakresie dystrybucji, model tego klasycznego samolotu, który mógł był się stać poważnym konkurentem P-11 w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Model, wykonany z żywicy, jest na najwyższym, światowym poziomie – piszę to z pełnym przekonaniem. Do modelu dołączone są: takiej samej, wysokiej jakości blaszka z drobnymi elementami, czasami za drobnymi, które znikają w czeluściach dywanu natychmiast po ich odcięciu z ramki, klisza z przyrządami panelu pilota i owiewką, kalkomanie z wszystkimi potrzebnymi znakami, także fabrycznymi np. logo producenta śmigła. Kalkomanie wykonane są sposobem domowym, na drukarce komputerowej, a stosowne opisy postępowania z nimi zawierają się w bardzo przejrzystej instrukcji. Drobne błędy w numeracji części z blaszki fototrawionej oraz szachownice ze zbyt wąskimi obrzeżami, łatwe do wymienienia, nie przeszkadzają w najwyższej ocenie zestawu, o czym tak naprawdę można się przekonać dopiero po nabyciu go.
Nie ma sensu opisywać tutaj całego procesu budowy modelu, ponieważ, jak to się mówi w naszym modelarskim żargonie, model „buduje się sam”. Najlepszym dowodem jest fakt, że budowałem go niecałe dwa tygodnie, poświęcając średnio 1 godz. dziennie. Tak jak już wspomniałem wcześniej, trzeba uważać na drobne części, szczególnie fototrawione, malowanie np. tylnych części łopat śmigła na czarno, cieniowanie blach poszycia niemalowanego przecież prototypu. Malowanie blach aluminiowych wykonałem przy pomocy metalizerów Alclad II, malując uprzednio ciemniejsze miejsca czarnym matem, zaś jaśniejsze białym matem, co ukazują fotografie, można użyć też Alcladów White Aluminium, Dark Aluminium, Aluminium, czy innych metalizerów. Ponieważ koło podwozia, jego osadzenie, wyglądają rzeczywiście „rasowo”, postanowiłem pozostawić jedno z nich bez owiewki aerodynamicznej.
Oczywiście wszystkie „ochy” i „achy” nie oznaczają, że model można polecić początkującemu modelarzowi, który nie miał do czynienia z blachami i żywicą, ale już na pewno każdemu, który ma za sobą kilka modeli plastykowych i chce wejść w nowe medium i na nowe poziomy modelarstwa zwanego już chyba niesłusznie plastykowym.

Wojciech Butrycz

REFERENCJE:
1.PZL P.7 cz.1, Samoloty myśliwskie Puławskiego – od PZL P.1 do PZL P.8, Andrzej Glass, MONOGRAFIE LOTNICZE 72, AJ-Press, Gdańsk 2000.
2.PZL Fighters, Part One, P.1 through P.8 by Warren A. Eberspacher & Jan P. Koniarek, PHALANX USA, 1995.
3.Polskie Konstrukcje Lotnicze, cz.II, Andrzej Morgała, STRATUS, Sandomierz 2007.

ORP „Dzień Sądu” 1:250 RC

Efekt kilkuletniej męczarni. Początkowo miał powstać Yamato lecz okazało się ,że zrobienie Yamato z zestawu Doyushy jest niemożliwe. Powstał polski pancernik przyszłości ORP „Dzień Sądu”. Model jest zdalnie sterowany. Bazą jest oczywiście Yamato ,a właściwie jego elementy. Z zestawu wykorzystałem tylko kadłub, główne działa, pokład rufowy oraz nadbudowę (tylko jako szkielet). Reszta jest od podstaw bądź ze złomu.

Supermarine Spitfire Mk Vb 1:24 Airfix, nr A50141

Cała ta historia zaczęła się jakieś osiem lat temu, kiedy to pasjonat lotnictwa i raczkujący modelarz (ja) jakimś cudem zaczął pracę w Muzeum Lotnictwa w Krakowie. Warto wspomnieć ,że sklejałem wtedy jeden model na tydzień , malowałem pędzlem i nawet nie śniłem o aerografie. Spitfire podobał mi się od dawna lecz dopiero gdy poznałem z bliska przepięknego Mk XVI z Krakowa to zapałałem do tego samolotu do dziś niegasnącym uczuciem. Jest to dla mnie kwintesencja myśliwca.
Podczas pracy w muzeum poznałem człowieka ,który nauczył mnie o modelarstwie więcej niż jakakolwiek książka czy forum. Daniel , gdyż tak miał na imię , przekonał mnie do słuszności zakupu aerografu , nauczył mnie właściwie malować pędzlem i choć nasze spojrzenia na modelarstwo sporo się obecnie różnią to i tak zawdzięczam mu wiele.
W muzeum pracowałem rok i jakoś w połowie tego okresu zakupiłem model Spitfire w skali 1:24. Kosztował mnie sporo (171 zł – pamiętam dokładnie) ale to był duży Spitfire i więcej od niego nie chciałem. Skleiłem go najlepiej jak umiałem i zaniosłem do muzeum. Daniel pokręcił głową , zamruczał coś pod nosem…po czym zaczęliśmy go poprawiać. Efekt był świetny w porównaniu do mojego prawykonania. Model zajął miejsce w jednej z gablot , niedaleko prawdziwego Spitfire (z czego byłem bardzo dumny).
Praca w muzeum się skończyła ,a ja pozbyłem się Spitfire’a. Zmieniłem skalę, sposób klejenia, farby no i zacząłem kleić SF. Mimo tego Spitfire Airfixa siedział gdzieś w mojej głowie. Prze chwilę byłem posiadaczem Spitfire’a Mk V od Trumpetera lecz nie wzbudzał już takich emocji jak stary Airfix.
W zeszły piątek podczas spotkania klubu jeden ze znajomych powiedział mi , że w hipermarkecie „T…” na ulicy Kapelanka można kupić Spitfire Mk V Airfixa w niewygórowanej cenie. Poszedłem tam następnego dnia i szczęka mi opadła. Nie dość ,że faktycznie nie kosztował wiele (95 zł) to jeszcze była to edycja wzbogacona o zestaw farb akrylowych , dwa pędzle i dwa kleje. Nie myślałem długo…
W domu dokładnie obejrzałem nowy zakup. Widać ,że formy zostały odświeżone. Jakość odlewów jest całkiem dobra , chociaż pojawiają się nadlewki (łatwe do usunięcia). Kalkomanie obejmują jeden schemat malowania czyli samolot Jana Zumbacha z okresu Bitwy o Anglię z charakterystycznym Kaczorem Donaldem. Prezentują się dobrze. W pierwszej edycji nie miałem z nimi problemów i sądzę ,że tym razem też tak będzie.
Elementy przeźroczyste wyglądają dobrze , może nieco topornie lecz pamiętajmy ,że formy pochodzą z lat ’70.
Części z polistyrenu to już inna bajka. Raz jest dobrze ,a raz gorzej. Silnik nadal jest świetny ,chociaż krzyczy o okablowanie. Uwagę zwracają wytłoczone napisy ROLLS-ROYCE na pokrywach cylindrów. Za to ścianka ogniowa to płaska deska z kilkoma liniami imitującymi kable. Dorobienie detali jest niezbędne.
Kokpit też nie wypada źle. Powiedziałbym ,że lepiej od Trumpetera gdyż ich Spitfire miał podłogę w kabinie, co nie zgadza się z oryginałem -punkt dla Airfixa. Pedały orczyka pasowały zrobić od nowa bo grube strasznie. Tablica przyrządów nadal prezentuje się dobrze. W kokpicie również przydałoby się więcej przewodów. Jest opcja zrobienia otwartych drzwiczek do kabiny. W tej skali można już zrobić drzwiczki otwierane.
Faktura skrzydeł i kadłuba również trzyma poziom. Wolę wypukłe nity Airfixa niż dziury Trumpetera. Linie podziału są dość głębokie i nieco zbyt szerokie.
Uzbrojenie…tu jest gorzej. Działka koszmarne , karabiny lepsze. Najlepiej nie pokazywać ani jednych ani drugich a jeśli już to zrobić je od podstaw.
Podwozie – co ciekawe golenie są ruchome i podwozie można zamknąć. Trzeba dorobić ścianki komór chowania i fakturę sufitu wnęk bo Airfix tego nie zrobił. Co ciekawe , ścianki nie przeszkadzają w zamykaniu podwozia (dorobiłem i nie było przeszkód). Lenistwo producenta? U Trumpetera golenie są amortyzowane. Tutaj plus dla nowszego modelu. Goleniom podwozia Airfixa brakuje paru przewodów do dobrego wyglądu.
Model posiada również ruchome powierzchnie sterowe. Airfix rozwiązał to lepiej niż Trumpeter , który zrobił zawiasy (niestety za luźne i wszystko lata jak przysłowiowy żyd po pustym sklepie). Faktura płótna na sterach prezentuje się właściwie.
Dodatki? Ano owszem – są. Mamy filtr pustynny i możliwość zrobienia Spitfire’a z krótszymi końcówkami skrzydeł.

Zatem czy staruszek się broni w obecnych czasach? Moim zdaniem tak. Nadal ma spory potencjał i mimo wieku uważam go za lepszy model niż Trumpetera. Internet jest pełny mrożących krew w żyłach opowieści jakoby Spitfire Airfixa był nie do sklejenia. Można śmiało wrzucić te opowieści między bajki. Nie miałem z nim wiekszych problemów. Bez szpachli się nie obejdzie lecz zestaw jest w pełni sklejalny, lepszy niż niektóre wypusty Italeri. Podsumowując: polecam

Akcesoria do tego zestawu to przede wszystkim kalkomanie Techmodu oraz pasy do kokpitu i chodniki na skrzydła Eduarda. Ponadto istnieje żywiczna konwersja do Spitfire Mk IX lecz nie polecam. Jakość odlewów jest straszna i szybciej można skonwertować Airfixa własnym sumptem niż wyprowadzić żywiczny zestaw na prostą.

PS:

Jestem zakochany w Spitfire (Daniel stwierdził kiedyś ,że gdyby Spitfire umiała (bo to ona , „Złośnica”) gotować to bym się z nią ożenił) lecz nie jestem ekspertem od tego samolotu. Pochłonąłem kilka książek o nim i poznałem go podczas pracy w muzeum lecz nie „zjadłem” na nim zębów. Zestaw po sklejeniu przypomina Spitfire Mk V i w ten sposób go oceniam.