Galerie

IPMS Kraków – spotkanie 26 stycznia 2014 r.

W dniu 26 stycznia Klub Modelarski IPMS Kraków zainaugurował działalność na rok 2014. Spotkanie odbyło się, tradycyjnie już w ostatnim czasie, na terenie obiektu Com-Com Zone przy stadionie KS Hutnik. Oficjalna część – Zebranie Walne Stowarzyszenia – połączone zostało z omówieniem planów działalności na rozpoczynający się rok, w szczególności organizacja kolejnej edycji Festiwalu Modelarskiego oraz udziału w tegorocznych imprezach modelarskich. Jeżeli nic nie zakłóci naszych planów, na zbliżającym się dużymi krokami „XI Międzynarodowym Festiwalu Plastikowych Modeli Redukcyjnych w Bytomiu” IPMS Kraków stawi się silną ekipą.
Na stołach nie mogło oczywiście zabraknąć modeli wykonanych przez członków klubu, literatury, którym towarzyszyły dyskusje i wymiany doświadczeń.

„Dopieszczony” przez Shermana T34/85 Revella w skali 1/72

Czteronożny czołg LT-5

Żywiczny Metal Gear Rex w skali 1:72 czyli dwunożny czołg z serii gier Metal Gear Solid

Na warsztacie u Shermana

Odrobinka „wintydża” :)

Dość swobodna interpretacja „gazetkowego” modelu TKS w wykonaniu jednego z młodych uczestników zajęć modelarskich w Com-Com Zone.

Spotkanie 15 grudnia 2013 r.

15 grudnia 2013 r. odbyło się kolejne spotkanie IMPS Kraków. Spotkanie odbyło się na terenie obiektu rekreacyjno-sportowego Com-Com Zone, gdzie nasi koledzy prowadzą zajęcia modelarskie z młodzieżą. Spotkanie miało charakter podsumowania działalności naszego Stowarzyszenia w roku 2013, w tym: organizacja Festiwalu Modelarskiego Kraków 2013, uczestnictwa w Nocy Muzeów, prowadzeniu zajęć z młodzieżą czy uczestnictwa w imprezach modelarskich, z których nasi koledzy nierzadko wracali z trofeami. Najbardziej zasłużeni w mijającym roku zostali wyróżnieni dyplomami okolicznościowymi. Ciekawostką była Kronika przyniesiona przez jednego z naszych kolegów o dużym stażu modelarskim, upamiętniająca pierwsze wystawy modelarskie organizowane w latach 70tych i 80tych ubiegłego wieku. Tradycyjnie – jak na spotkanie klubu modelarskiego przystało – nie zabrakło kilku modeli tak gotowych jak i „świeżych zakupów”, a ponieważ spotkanie odbywało się w sali gdzie prowadzone są zajęcia modelarskie z młodzieżą można było także podglądnąć poczynania młodych adeptów.

Harrier Gr.1 w skali 1/72, wykonany z zestawu Hesegawy (prawdopodobnie przepak/modyfikacja Novo-Frog), obecnie wypierany przez zdecydowanie lepszy model firmy Airfix

Kronika oraz pierwsze prace młodych adeptów modelarstwa (Tiger II ochrzczony mianem „czołgu kroczącego” :))

YF-23 Hobbyboss 1:48

Moja wiedza o tej maszynie jest minimalna i poszerzam ją dopiero dlatego też odpuszczę sobie rys historyczny. Powiem tylko ,że YF-23 był to konkurent YF-22 na przyszły supermyśliwiec dla USAF. Jego główny konstruktor czyli Northrop postawił na niewidzialność dla radarów, prędkość i łatwość obsługi. Różniło się to nieco od podejścia producentów YF-22. Wybór tego drugiego i odrzucenie pierwzego nadal jest kontrowersyjny ,lecz być może YF-23 jeszcze powróci „na tapetę”.

Model Hobby Bossa został ,brzydko mówiąc ,całkowicie „zjechany” przez „znafcuf” na zachodnich forach. Czy są ku temu powody? Nie wypowiem się na ten temat.Patrzę na nowy wypust HB okiem laika ,który klei dla przyjemności i odstresowania. YF-23 Hobby Bossa działa na wyobraźnię i więcej od niego nie wymagam. No…może żeby cześci do siebie pasowały :)
Skoro już mowa o częściach to te wykonane są naprawdę porządnie. Wnętrze kokpitu zasługuje na pochwałę. Poza fotelem ,który jest jakiś dziwny nie trzeba szukać żywicznych ulepszaczy. Wnęki podwozia też nie pozostawiają wiele do życzenia. Są też kanały dolotowe do silników , szkoda tylko że HB nie wykonał imitacji turbin. Wiem ,że nie byłoby ich widać no ale pasowałoby. Wnętrze dysz wylotowych też średnie i trzeba będzie ciut pokombinować. Bryła posiada dziwne zaklęśnięcia na powierzchni ,które zapewne wzbudzą obawy u wyjadaczy. Linie poziału są równe i delikatne.
Zastrzeżenia budzą kalkomanie ,które wykonana dla hipotetycznego ,seryjnego F-23A. Pojawiłsię już zestaw właściwy dla obu prototypów i zapewne pojawią się kolejne lecz cięzko mi pojąć dlaczego chińczycy zdecydowali się na pudełkowe „Co by było gdyby…”.
Podsumowując, kawał modelu (prawie pół metra) za niewielkie pieniądze (zapłaciłem 130 zł). Wyjadacze będą kręcić nosami, ja polecam :) Mam dwa egzemlarze i plan na trzeci.

Seaquest DSV – 1:600 Monogram

W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku na ekranach telewizorów pojawił się amerykański serial sci-fi pod tytułem „Seaquest”. W roli głównej wystąpił m.in. zmarły niedawno aktor Roy Schneider. Serial opowiadał o perypetiach załogi supernowoczesnego okrętu podwodnego noszącego właśnie nazwę „Seaquest”. Tematyka pierwszego sezonu obejmowała zagadnienia ekologii i ochrony oceanów na ziemi. Drugi sezon stracił na poziomie, gdyż producenci dodali podróże w czasie, potwory morskie i kosmitów. Przedobrzyli, Schneider odszedł i oglądalność spadła. W połowie trzeciego sezonu zaprzestano produkcji.
Tym niemniej , pierwszy sezon nadal ogląda się świetnie mimo iż CGI nie takie, jak teraz. Zachęcam do zapoznania się z „Seaquestem” ,jeśli ktoś nie miał okazji.

Model tytułowego okrętu podwodnego był moim marzeniem od kilku lat. Szukałem go na aukcjach zagranicznych , niestety zawsze cena była przerażająca. Niedawno udało mi się zakupić go u kolekcjonera z Polski. Mimo małej ilości części (ledwie szesnaście elementów) łajba ma ponad pół metra długości. Czas nie nadgryzł plastiku i części są wykonane bardzo starannie, łącznie z charakterystyczną , łuskowatą powierzchnią okrętu. Sklejał się bardzo dobrze. Używałem farb Vallejo oraz srebrnej emalii Humbrol. Masowo w użyciu był suchy pędzel oraz czarny „łosz”. Efekt na zdjęciach.

Viper Mk VII US Navy – 1:32 Revell

Po wielokrotnym przeczytaniu warsztatów modeli samolotów F-14 w moim zepsutym przez SF umyśle powstał taki zamysł. Przedstawiam znany z serialu „Battlestar Galactica” model myśliwca Viper Mk VII w jednym z najbardziej charakterystycznych malowań F-14. Malowany gównie farbami Vallejo. Brudzony również powyższymi oraz olejnymi i emaliami Humbrol.

Czteronożny czołg LT-5 1:35 czyli kolejny wymysł

Cześć!

Jakiś czas temu brałem udział w jak do tej pory najgłupszym zakładzie życia. Jeden ze znajomych z klubu, gdy podziwiałem czołg jego autorstwa pomalowany w kamuflaż pikselowy powiedział „Nie dasz rady czegoś takiego zrobić!”. Był to oczywiście żart-prowokacja, bardziej żart lecz jako typowy Polak musiałem powiedzieć: „Cooo!?!?! Ja nie dam rady!?”. No i efekt poniżej, oczywiście w moim ulubionym stylu SF. Nie wiem ,czy można to uznać za kamuflaż pikselowy ale może z przymrużeniem ucha się uda ;) Na ten krótki projekt złożyły się: czteronożny ,żywiczny czołg LT-5 zakupiony podczas festiwalu w Jaworznie; figurki Jaguar Models oraz Miniart, zwierzątka Tamyi, akcesoria do dioram kolejowych ,a reszta by ja :) Malowanie głównie Vallejo oraz Humbrol. Brudzenie olejami oraz suchym pędzlem. Ciągle potrzebna jest właściwa drewniana podstawka ,którą za niedługo będę miał. Poniżej zdjęcia:

Colonial Viper Mk VII – Revell 1:32

Tym razem daruję sobie historię pierwowzoru, powiem tylko ,że Viper Mk VII to następca opisanej już wersji Mk II. Był szybszy ,zwrotniejszy i lepiej uzbrojony. Jego komputer pokładowy pełnił rolę „wspomagania” pilota , lecz stał się również jego piętą achillesową. Zawirusowany , paraliżował myśliwiec, co prowadziło do jego zniszczenia. Mark VII zostały z czasem pozbawione tej słabości, co z kolei sprawiło, iż latać nimi mogli tylko wybitni piloci.

Model

Cóż tu dużo mówić – to również wypust Moebiusa, lecz przepakowany przez Revella. Zestaw jest stosunkowo prosty-zawiera jeszcze mniej części niż Mk II. Jednak „mało” w tym wypadku nie znaczy całkiem źle.
Mamy więć typową dla Revella instrukcję (daleko jej do oryginału Moebiusa), niesłej jakości kalkomanie (oznaczenia na dwa myśliwce) oraz części z jasnoszarego polistyrenu.
Zacznę od kabiny która jest aż do bólu prosta. Wanna, fotel, ścianka tylna , jeden ekran radaru(chyba) i pilot składający się z pięciu części. Właśnie pilot jest chyba najciekawszym elementem kabiny gdyż modelarz dostaje wybór: albo za sterami kobieta albo facet. Czym się różnią? Hmmm…frontem-na zdjęciach widać o co chodzi :) Dostajemy dwa różne przody tułowia i możemy zdecydować ,kogo wolimy mieć za sterami naszego Vipera. Poza tym do kabiny idzie sporo kalkomanii na różne ekrany lecz w tym wypadku warto zaopatrzyć się w blaszany kokpit , który również produkuje Paragrafix. Kabina sporo na tym zyska. O ile w Mk II można było obejść się bez blach, tak tu już zalecałbym nabycie tego zestawu.
Kadłub jest dwuelementowy: góra i dół. Pasują do siebie bez zastrzeżeń ,lecz szpachla się przyda. Wsporniki lądownicze (podwoziem bym tego nie nazwał) mają mało szczegółów ,lecz tu pasowałoby sprawdzić jak miał pierwowzór. Wnęki „podwozia” mają użebrowanie lecz poza nim goło i niewesoło. Linie podziału są szerokie, lecz mają prosty przebieg i nie zanikają.
Dysze silników prezentują się bardzo dobrze i choć szczegóły są nieco toporne to mają potencjał.
Elementy przeźroczyste są na dobrym poziomie.

Werdykt

Według mnie warto. Bryła przypomina oryginał ,a szczegóły można uzupełnić. Viperek zrewanżuje się niecodzienną sylwetką na półce i drapieżnym kształtem. Skala 1:32 kosztować musi , zapłaciłem za ten model około 100 zł i muszę przyznać ,że mimo pewnego niedosytu nie żałuję. Polecam!

PS:

Zdjęć pudełka nie ma ,gdyż wracałem ze sklepu rowerem z Viperem w reklamówce na kierownicy. Pech chciał ,że zaczęło padać. Zerwał się również wiatr i spowodował nagłe wkręcenie się reklamówki w przednie koło. Straciłem pudełko ale nie ucierpiałem ani ja, ani rower ani model.

Colonial Viper Mk. II skala 1/32 Moebius Models + dodatki Paragrafix

Jako ,że nie wszyscy „siedzą w temacie” pozwolę sobie przybliżyć nieco pierwowzór tego modelu. Viper mark 2 to jeden z myśliwców kosmicznych występujących w serialu „Battlestar Galactica”. Była to jednostka przechwytująca zdolna do lotów również w atmosferze. Niewielkie Vipery charakteryzowały się doskonałą zwrotnością i szybkością. Ich długość wynosiła niecałe dziewięć metrów. Były uzbrojone w dwa działka z zapasem 800 sztuk. Ponadto mogły przenosić też różnego rodzaju pociski kierowane itp. Z czasem wersja Mk II była wypierana przez nowsze Mk VII (recenzja modelu Revella już niebawem) lecz starsze „dwójki” miały w zanadrzu pewną niespodziankę. Ich komputery nie były połączone w sieć więc nie mogły być sparaliżowane w odróżnieniu od komputerów zamontowanych na Mk VII. W pewnym momencie , mimo iż niemal zabytkowe, stały się niezbędne.

Model

Wypust Moebiusa ma już trzy lata lecz nadal trzyma poziom, poza tym to jedyna „dwójka” na rynku w tej skali. W tym roku Revell przepakował wersję II oraz VII ale to dokładnie ten sam model. Model pojawił się u mnie niedawno i mimo ,że czytałem wiele recenzji tego modelu to i tak byłem zaskoczony profesjonalnym podejściem firmy. Bardzo ciekawie zaprojektowane pudełko (na dnie znajduje się zdjęcie fragmentu hangaru na tle którego możemy wyeksponować gotowego Vipera) mieści sześć ramek z białego plastiku oraz jedną z elementami przeźroczystymi. Uwagę zwraca instrukcja zrobiona w formie odprawy przed misją oraz ładnie wydrukowane kalkomanie niemal formatu A5.
Pod względem jakości odlewu Moebius stanął na wysokości zadania. Bryła modelu nie budzi zastrzeżeń Części są wykonane czysto, bez nadlewek i niedolewek. Jam skurczowych nie zaobserwowałem.
Kabina odwzorowana jest nieźle ze sporą ilością szczegółów. Znajdujące się w kokpicie ekrany można zaimitować za pomocą kalkomanii aczkolwiek do pełni szczęścia zalecam kupno zestawu Paragrafix. Jego zdjęcia znajdują się poniżej. Elementy są wykonane solidnie, z grubszej blaszki niż np te Eduarda. Dodatkowym smaczkiem jest żywiczna figurka pilota.
Jak to zwykle bywa w modelach aparatów latających mamy wybór: podwozie wypuszczone lub schowane. Wsporniki (bo goleniami bym tego nie nazwał) są całkiem niezłe, wnęki też (ale dlatego ,że są).
Dysze silników to odjazd. Bardzo szczegółowe , w pierwszej chwili myślałem ,że to żywiczny odlew. Tu Paragrafix nie miał wiele do roboty lecz mimo to zrobił blachy do dysz z opcją podświetlenia-kolejny miły smaczek. Bólem jest brak silniczków manewrowych. To znaczy są one zaimitowane jako kalkomanie ale nawiercenie ich da dużo lepszy efekt.

Kalkomanie zawierają oznaczenia dwóch pilotów. Czerwone pasy są wykonane jako kalki ale lepiej dać sobie z nimi spokój i namalować.

Elementy przeźroczyste są na dobrym poziomie. Jest też bardzo 'oldskulowa’ podstawka.

Werdykt

Zdecydowanie polecam. Widać mnóstwo serca i czasu włożonego w model. Brawo Moebius, oby tak dalej!

IV. Festiwal Modelarski Jaworzno 2013 – ciepła fotorelacja

Zacznę może niestandardowo i nie od słów „Dnia tego i tego odbył się…” ale od samego początku gdyż moje wstępne nastawienie do tegoż spotkania też jest ważne.
Jakieś dwa tygodnie temu zadzwonił do mnie Jarek G. – klubowy piewca modelarskiego vintage z pytaniem, czy jestem chętny na wyjazd na rzeczony IV. Festiwal Modelarski Jaworzno 2013. Odpowiedziałem ,że jak najbardziej, aczkolwiek uczucia miałem mieszane. Jaworzna nie znałem, lecz samo spojrzenie na mapę spowodowało u mnie powstanie wręcz krzywdzącej opinii. Pomyślałem sobie: „Jaworzno, troszkę większe niż Skawina, pffff…”. No ale słowo się rzekło, więc spakowałem modele i dnia siódmego września, czyli wczoraj o godzinie całkowicie barbarzyńskiej, czyli 7:45 (w weekendy lubię pospać) załadowałem się do samochodu i ruszyliśmy do Jaworzna. Podróż przebiegła w atmosferze…hmm…właściwej(wtajemniczeni wiedzą o co chodzi :)) , jechało nas trzech więc po godzince z hakiem z bolącymi od śmiechu przeponami wysiedliśmy przed budynkiem Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych Nr 1 w Jaworznie ,gdzie odbywała się cała impreza. Podróż zakłóciło nam zamknięcie jednej z ulic w mieście, więc niechcący poznaliśmy nieznany fragment Jaworzna ale z opóźnienia nie wynikło nic poważnego (poza tym ,że trzeba było zapytać o drogę jednego z miejscowych- Jarku, jak to dobrze ,że to zrozumiałeś :)).
Po wejściu do szkoły zobaczyłem już znaną obsadę stoisk giełdowych, jak również wielu innych znajomych. Od razu poczułem się „swojsko”. Po sprawdzeniu zawartości kilu pudełek (kilka z nich zmieniło już właściciela:)) udaliśmy się na salę wystawową (tj gimnastyczną) rozstawić modele oraz zobaczyć dzieła (żadne prace-dzieła!) innych modelarzy. Modeli przybywało z każdą godziną. Nie wiem, ile w rezultacie ich było, lecz gdy nastała godzina czternasta (tj koniec przyjmowania modeli), stoły były już zapełnione. Najwięcej było jak zwykle modeli pojazdów pancernych. Nie zawiedli również twórcy dioram. Samolotów też sporo ale zaskakiwała mała liczba modeli pojazdów cywilnych. Wrażenie robiły makiety budowli jak np Katedry Notre Dame czy Bazyliki Św Piotra. Szukałem szczęki na podłodze na widok kartonowego motocykla Aquila Racing w wykonaniu modelarza z Węgier. To jest wręcz arcydzieło i chociaż widywałem je już na konkursach to niezmiennie kładzie na łopatki. W ogóle modele kartonowe to magia. Jak można imitować w kartonie słoje drewna, chyba nigdy nie pojmę. A da się bo sam widziałem. Urzekł mnie model pancernika Yamato w skali 1:200. Straszny kolos! Kartonowe okręty to dzieła sztuki, tu nie było wyjątków. „Aurora” zwracała uwagę charakterystyczną sylwetką ,a kartonowe żaglowce powalały na kolana misternością (papierowych przecież!) detali.
Ucieszyło mnie ,że kategoria Science – Fiction była stosunkowo liczna. Jest to moja nisza modelarska i zawsze jestem zadowolony gdy widzę wystawione w niej modele. Również cieszyła oczy (zwłaszcza Jarkowe:)) kategoria „Vintage”, która stawia pierwsze kroki na festiwalach modelarskich. Jarek słusznie zauważył ,że wiele innych wystawionych modeli mogło z powodzeniem wystartować w „Vintage”. Dlatego gorąco zachęcam do klejenia starych modeli „po staremu” i do prezentowania ich w tej klasie.
Dzień pierwszy minął szybko i z bólem nóg udaliśmy się na spoczynek. Na poddaszu tzw. „Betlejemki” spało nas ośmiu w jednym pokoju na podłodze. To może zabrzmi dziwnie, ale to naprawdę świetne przeżycie. Dowcipy latały nisko wokół lamp. Niesamowity klimat miejsca sprawił ,że mimo wczesnej pobudki wypocząłem znakomicie (obudziło nas rżenie osła za płotem:)). Reszta chyba też się wyspała bo narzekań nie było słychać. Drugi dzień minął podobnie tylko był nieco krótszy. Niech zdjęcia powiedzą za mnie , gdyż nie chcę się powtarzać. Szczerze mówiąc żal było wyjeżdżać.
Kilka słów podsumowania? Proszę bardzo. Jeszcze nigdy ,na żadnych festiwalu nie czułem się tak swobodnie i nie rozmawiałem z tyloma świetnymi ludźmi! Bytom może i jest największy, w Krakowie jest również rewelacyjnie ,ale dopiero w Jaworznie poczułem ,że naprawdę jestem wśród swoich. O tak rodzinnej atmosferze niektóre festiwale mogą jeno pomarzyć. Z radością wpisuję Jaworzno w swój modelarski kalendarz i odszczekuję wszystkie krzywdzące opinie pod jego adresem. Jeśli ktoś ze sztabu w Jaworznie to czyta to gratuluję świetnej imprezy i dziękuję za wspaniałe dwa dni. Było obłędnie, polecam gorąco! W przyszłym roku piąta edycja, jubileuszowa. Wpraszam się już dziś :)

Wystawa makiet kolejowych w Nowohuckim Centrum Kultury 7-9 czerwca b.r

W ostatni piątek miałem okazję zwiedzić wystawę makiet kolejowych ,która miała miejsce w Nowohuckim Centrum Kultury w ostatni weekend. Mimo dziwnych godzin otwarcia udało mi się „wstrzelić” i co nieco zobaczyłem. Wystawa nie urywała głowy, liczyłem na więcej ,a przede wszystkim na parowozy ,które wyglądają niezwykle wdzięcznie na torach. Niestety , były tylko dwa i nie jeździły. Coż, wszystkiego mieć nie można ale niedosyt pozostał.
Wystawa zajmowała jedną salę, co w porównaniu z taką samą wystawą w Muzeum Inżynierii Miejskiej wygląda…ekhm…średnio. Był sklep z akcesoriami, niby wszystko tak jak powinno ale jakby…mało.
Mimo to bawiłem się nieźle , zwłaszcza ,że kiedyś marzyłem o takiej kolejce. Niestety , to hobby jest potwornie drogie na co mam dowody , które mogę ujawnić :)
Zapraszam do obejrzenia zdjęć, większość jest zrobiona z użyciem lampy błyskowej. Aparat niespecjalnie chciał łapać ostrość bez niej.

A te zdjęcia proponuje pokazać każdemu (każdej :) ) kto uważa modelarstwo plastikowe za drogie hobby: